Słyszałem o bardzo nietypowym sposobie złocenia, który rozwiązuje wszystkie bolączki początkującego ikonopisa:
Cały trik polega na tym, że złocenie wykonuje się na gładkim, błyszczącym arkuszu folii/celuloidu, który następnie odpowiednio się wycina i przykleja na gotową ikonę.
Strasznie jestem ciekawy, co o tym myślicie?
Z jednej strony, jest to sposób zbliżony do starej metody, w której złotą blaszkę kładziono na ikonie. zapewnia naprawdę niespotykaną gładkość, a odwrócona na drugą stronę od razu jest odrazu zalakierowana Nikt nie zetrze złota lub nie odciśnie palucha
Poza tym, jeśli coś nie wyjdzie, np. przy kreśleniu nimbu - można zwyczajnie zdjąć folię i wziąć nową, bez uszkodzenia ikony - bez zbędnego szlifowania, itp.
Jeśli chodzi o miejsce, w którym plastik styka się z gruntem, należałoby je solidnie przykleić i wykończyć akrylowym konturem (farbka rozlewa się ukrywając kontur folii).
Złocenie wygląda naturalnie, różni się od "złota na folii" ze sklepu z dekupażem
Jeśli chodzi o kowczeg, celuloid można zastąpić cieniutkim arkuszem blachy (czymś miękkim, aby zniwelować zakładki).
--- i znowu, chciałbym poznać Waszą opinię o tej metodzie, z punktu widzenia technologii i teologii