Lekcja - Tajemnica powodzenia w ikonografii

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zalogowanych użytkowników i 1 gość

Postprzez Evagelia Pn, 4 marca 2013, 16:12

Byl sobie jeden malarz ikon, ktory zafascynowany nimi rozpoczal swoja nauke, zaczal schematycznie, tak jak zdecydowana wiekszosc malarzy podzielajacych jego zainteresowanie, chcial malowac juz teraz- kalkowal kontury zdjec ikon i na tym malowal. W ten sposob stosunkowo szybko, jako ze skupil cala swoja energie tylko na malowaniu, osiagnal bieglosc malarska. Mozna by powiedziec wrecz doskonalosc. Tyle, ze patrzac na te ikony o doskonalym wykonczeniu, obserwator dostrzega, ze 'cos' jest nie tak. Czesto nie potrafi okreslic nawet co, tylko po prostu 'cos' tam nie gra.. nie przykuwa uwagi, nie przyciaga.
Po namalowaniu wielu ikon w ten sposob, poczul sie pewniej i zaczal sam rysowac, bo zdawalo mu sie ze juz zdarzyl rysunek poznac przy sporzadzaniu kopii, czasem tez wprowadzal wlasne zabiegi do rysunku. Wykonczenie malarskie potrafilo byc jak najbrdziej zachwycajace, ALE.. czesto czegos tam brakuje.. obserwatorowi czasem zaczyna sie juz nawet wydawac, ze to moze bardziej portret niz ikona.. cos tam jakby nie dziala.. przez co sam malarz, mimo wspanialych umiejetnosci stoi w miejscu, nie rozwija sie, nie idzie do przodu. Wyuczyl sie do doskonalosci zlocen, malarstwa, wszystkich detali, a mimo wszystko Swieci w jego ikonach sa jakby troche nieobecni..
Ten sam malarz objal cerkiew i malowal. U jednego Swietego stopy wyszly wieksze niz u tego obok. Jeden Swiety patrzyl w lewo, a drugi w prawo, mimo ze stali obok siebie nie byli zwroceni ku sobie, nie dostrzegali wiernych, ale obrazeni patrzyi na boki. A wierny szukajacy ukojenia w duszy, stojac przed tymi Swietymi nie znajdowal uwagi, czul sie zlekcewazony, spuscil smutno glowe i poszedl dalej upragnionego ukojenia nie znajdujac..

Widzieliscie moze kiedys reprodukcje ikon? Wydrukowane na kawalku papieru i przyklejone do deseczki? Te ikony postawione obok ikon, tych samych ikon namalowanych reka ludzka nie maja zadnego zwiazku. Mimo, ze potrafia ludzaco przypominac te namalowane reka. Czasem nawet obserwator moze byc w kropce, czy to wydruk czy to prawdziwa ikona? Ale jest w stanie mimo wszystko zauwacyc jedno, jesli kiedys widzial z bliska prawdziwa ikone- ze te niemalowane nie maja w sobie duszy, zycia..Mimo zloconego tla, mimo wszelkich zabiegow, ktore sprawiaja, ze taka ikona przypomina ikone ludzka reka malowana..

Byl i drugi hagiograf, ktory dokladnie w tym samym czasie co ten pierwszy rozpoczal swoja nauke, tyle ze zaczal od rysunku. Podczas gdy ten pierwszy zdobywal coraz wieksza bieglosc malarska ten drugi biedzil sie ciagle nad rysunkiem, a jesli juz cos udalo mu sie namalowac to bylo to bardzo niesmiale malarsko i w tym pierwszym malarzu ikon wzbudzalo uczucie politowania. Ale ten drugi malarz nie odpuszczal i kiedy ten pierwszy spal, ten drugi sporzadzal astronomiczno-fizyczne wykresy i obliczenia, dociekal rysunku, dociekal wszystkich prawidlowosci. Prosil ikony mistrzow, zeby zdradzily mu swoje sekrety, a te doceniajace jego wytrwalosc i cierpliwosc mu je powolutku zdradzaly. Kiedy ten pierwszy juz dlugo malowal doskonale, ten drugi nie zaczal nawet jeszcze na dobre malowac.. Kiedy zabieral sie za jedna ikone, zanim przechodzil do malowania, wielogodzinne, dzienne a czasem nawet tygodniowe 'badania' przeprowadzal nad rysunkiem. Sprawdzal, czy wszystko moze tak byc, czy kazda linia jest dozwolona i prawidlowa. Ten pierwszy mowil mu: " Przekalkuj. Przeciez zdjecie ikony, ktora malujesz jest doskonale, to nawet nie zdjecie tylko skan. Nie ma zadnych bledow". Ale ten drugi nie sluchal. Chcial nie po prostu malowac, ale rozumiec. Im lepsze zdjecie czy skan tym wieksze pole do zrozumienia, do porownywania z mniej doskonalymi zdjeciami. Pierwszy kiwal glowa i malowal swoje, drugi tonal w rysunkach spozniajac sie z malowaniem. Malowanie tego drugiego, stopniowo, powoli zaczelo byc odrobine lepsze, ale dalej bardzo w tyle w porownaniu do tego pierwszego.
Ktoregos dnia, ktos zwrocil uwage na ikony namalowane przez drugiego malarza. Mimo gorszego wykonania malarskiego zachwycila go obecnosc Swietego w ikonie. Swiety zdawal sie zyc, obserwowal, skupial cala swoja uwage na obserwatorze. Zaraz po tym i ten drugi objal cerkiew.
Wierny szukajacy ukojenia w duszy wszedl do Swiatyni. Od samego wejscia poczul spojrzenie wszystkich Swietych na sobie. Podszedl do dwoch Swietych, a Ci ze spokojem obserwowali kazdy jego krok, gdy wierny sie zblizal. Kiedy stanal przed nimi, poczul spokoj. Obaj Swieci spogladali na niego ze spokojem i troska. Byli tam. Nie odzywali sie. W ciszy obserwator, w odlitwie zwracal sie do Swietych, a Oni w ten sam sposob udzielali mu odpowiedzi, ktore trafialy do samej duszy, przepelniajac wiernego ukojeniem.

I jeden i drugi malarz milowal ikonografie. I jeden i drugi darzyl do doskonalosci, na dwa rozne sposoby. Jeden bardziej sie spieszyl, drugi mniej. Ten drugi w kwestii malarstwa calymi latami byl w tyle za tym pierwszym, w ktoryms momencie zaczal jednak go doganiac. Wtedy oboje byli na tym samym poziomie malarskim, ale ten drugi mial cos czego temu pierwszemu brakowalo- znajomosc rysunku i towarzyszaca temu swiadomosc ikonograficzna. Oboje objeli cerkwie. Oboje malowali. Jeden budzil zachwyt swoimi umiejetnociami malarskimi, drugi budzil nie zachwyt, ale to ikony jego reki go budzily. nie umiejetnosci ale ikony, tym co reprezentowaly i sposobem ukazania. Ten malarz byl przycmiony swoja praca. Nie malowal On. Nie bylo 'jego' w ikonach i freskach. On byl tylko narzedziem, a to co malowal, od ostatniego pociagniencia pedzla, zylo wlasnym zyciem, funkcjonowalo samodzielnie na Chwale Kosciola.
Oboje mieli prace, choc na tego drugiego oczekiwano w kolejce z latami wyprzedzenia.
A ten pierwszy ostatecznie otworzyl swoj sklepik z ikonami, w ktorym malowal. Wysoko cenil swoje prace. Dlugo schodzilo mu sie z namalowaniem jednej ikony. Czasem zajrzal ktos do sklepiku, cos kupil. Czasem jakis kosciol zamowil jakis fresk. Cos tam ciagle malowal, obserwujac tego drugiego zrozumial swoje braki w rysunku, ale byl zbyt leniwy, moze i myslal, ze brakowalo mu cierpliwosci, ze juz za pozno dla niego na nauke rysunku.. moze byl zbyt prozny, moze myslal, ze on nie musi, ze on wszystko i tak juz wie.

Oboje malowali i prace mieli. Ale czy to jest najwazniejsze dla malarza ikon? Ilosc zamowien? Zaplata? Jeden nie do konca wiedzial co robi, drugi natomiast to rozumial i po grob nie przestawal szukac i uczyc sie rysunku i malarstwa. Jedne ikony byly dla obserwatorow doskonale wykonczone, oryginalne, ciekawe, ale mniej lub bardziej nieobecne, zauwazano w nich 'ludzka reke', uwage przykuwal w nich czlowiek i jego umiejetnosci. W tych drugich obserwator wcale nie myslal o malarzu, ale wchodzil w relacje ze Swietymi, ktorych reprezentowaly.

A Ty? Czy dalej mierzysz malarza ikon iloscia zamowien, jakie dostaje? Czy to charakteryzuje jego prawdziwe umiejetnosci i wiedze? Czy myslisz, ze wlasnie to stanowi o jego powodzeniu w ikonografii? Powodzenie ikonografa mierzy sie nie slawa i zarobkami, ale rzetelnym wykonaniem swojej pracy. Malarz ikon jest jak kaplan. Posredniczy pomiedzy Bogiem i Swietymi a wiernymi. On ma jedno zadanie- dazyc do doskonalosci, by jego reka namalowane ikony w pelni funkcjonowaly, by wierni modlac sie przed wizerunkami Swietych wchodzili z nimi w relacje. Jego czlowieczenstwo jest w tej pracy niewazne. Dla wiernego niewazne sa ludzkie cele i pobudki malarza. Nie wazne sa jego slabosci. Nie obchodzi go niecierpliwosc malarza, jego grzesznosc. Wierny tym rzeczom nie jest winny, a te wlasnie rzeczy widoczne sa w ikonach. Wierzacy nie chce ikony dla prestizu kupic, dla nazwiska. Ikony nie po to istnieja. To sa problemy samego malarza, z ktorymi sam sie musi zetrzec. I albo ten je pokona albo nie. Ikony maja jeden jasny cel. Powodzenie malarz ikon osiaga w momencie kiedy wiernie stoi na strazy tradycji i ja kontynuuje, docierajac przez to do serc obserwatorow. Z kazdym odejsciem od tradycji ikona na czyms traci, cos sie urywa i po prostu przestaje dzialac. Ikona to nie zwykly obraz. Kryje sie za nia potezny mechanizm oparty na setkach roznej wielkosci kol zebatych. Nowy pomysl malarza, 'cos od siebie' to wymiana jednego kola zebatego na inne, jesli jest prawidlowe to mechanizm bedzie dalej plynnie funkcjonowal, jesli tylko zebatka jest rozna od reszty, niezgodna z pozostalymi w mechanizmie, albo po prostu jesli kika zebatek brakuje to mechanizm albo sie zatnie albo rozsypie i ikona przestanie dzialac.. Malarz moze wymieniac zebatki, ale musi rozumiec jak dziala mechanizm. Powodzenie malarza to zdolnosc malowania ikon, tak by 'mechanizm' kazdej ikony dzialal bez zarzutu. :)
Avatar użytkownika
Evagelia
 
Posty: 1013
Dołączył(a): Cz, 29 października 2009, 21:40

Postprzez zephyr7 Pn, 4 marca 2013, 20:12

Długo się nad tym zastanawiałem! Interesowało mnie, jak sfera "duchowa" wpływa na 1) kształt i 2) odbiór ikony. I wydaje mi się, że najpiękniejsze ikony powstają wówczas, kiedy piszącemu uda się odpowiednio ukierunkować uwagę/emocjonalną, religijną wrażliwość. To trochę tak, jakby piszący, bo przecież nie Autor, dostrajał się do pewnenj częstotliwości - w ikonie chodzi o to, żeby piszący i Autor nadawali na tej samej częstotliwości :) A tą (estetyczną wrażliwość/uwagę/duchowość - czy jakkolwiek inaczej ją nazwać) udaje osiągnąć się modlitwą, postem, itp. W tym sensie, ciągła praca nad ikoną uszlachetnia zarówno ikonę, jak i jej malarza!

Co do rysunku - wydaje mi się, że nie o to tutaj chodzi, że nie może być celem samym w sobie - że jest jedynie sposobem, umożliwiającym właściwe wyrażenie zamiaru Autora (nie samego malującego). Bez ćwiczenia rysunku, nie nauczymy się właściwego wyrażenia tego "co nam w duszy gra", tak jak bez odpowiedniego zasobu słownictwa nie jesteśmy w stanie wyrazić wszystkiego, co pomyślimy.

Wydaje mi się, że adept ikonopisarstwa powinien rozwijać swoje umiejętności w czterech płaszczyznach: 1) rozwijając wiedzę o technologii 2) rysując ikony 3) malując ikony 4) studiując sztukę i symbolikę chrześcijańską - najlepiej sztukę w ogóle.

Wydaje mi się, że to właśnie duchowość i wrażliwość pozwalają odpowiednio wzmocnić wszystkie wymienione obszary umiejętności - he, he, mnie osobiście zawsze razi nienaturalnie surowy lub dziwaczny wyraz twarzy Chrystusa na podlinnikach. Zawsze staram się go łagodzić, pamiętając, że ktoś będzie się przed tym Obliczem modlić.

Znacie historyjkę, o siostrach, które tańczyły ze szczęścia, że wreszcie pozbyły się "tych brzydkich ikon" Nowosielskiego ze swojej kaplicy :D ?
zephyr7
 
Posty: 932
Dołączył(a): Cz, 14 czerwca 2012, 19:44

Postprzez Evagelia Pn, 4 marca 2013, 21:03

zephyr7 napisał(a):Co do rysunku - wydaje mi się, że nie o to tutaj chodzi, że nie może być celem samym w sobie - że jest jedynie sposobem, umożliwiającym właściwe wyrażenie zamiaru Autora (nie samego malującego). Bez ćwiczenia rysunku, nie nauczymy się właściwego wyrażenia tego "co nam w duszy gra", tak jak bez odpowiedniego zasobu słownictwa nie jesteśmy w stanie wyrazić wszystkiego, co pomyślimy.


Dokladnie tak :) celem samym w sobie nie jest, ale to on ksztaltuje barwe, ktora jako pierwsza dostrzega obserwator. A zatem nie jest on w pierwszym odruchu jakotako dostrzegalny, ale to on kryje sie za tym co w ikonie widzimy :) Oczywiscie zgadzam sie, ze wszystkiego powinien sie uczyc malarz, tylko ta historyjka chcialam ponownie zwrocic uwage na to, ze duza szkoda jest przeskakiwanie etapu nauki rysunku, bo uczac sie niego uczy sie bardzo waznych rzeczy, ktore trudno jest poznac bez jego nauki. Wiele problemow rodzi sie podczas rysowania, ktore wczesniej w glowie wcale sie nie pojawily. Np. pod jakim katem Swiety powinien cos trzymac i jakiej wielkosci to powinno byc,albo czesto sie zdarza, ze malarz korzystajac z podlinnikow poprawia jakies elementy jak np. jedna brew, ktora jest wyzej od drugiej, jedno oko ktore jest wieksze od drugiego, albo skraca bardzo wysokie czolo u dzieci, bo wszystko to wydaje mu sie jakies dziwne, bo nie znajac rysunku trudno mu ocenic co jest prawidlowe a co nie i nie wie, ze te rzeczy takie maja byc 'w swiecie' ikonografii, przez co co raz latwiej nieswiadomie odchodzi od ikonografii sklaniajac sie ku realizmowi itd. :)
O aspekcie duchowym to juz nawet nie pisze, to chyba kazdy wie, ze modlitwa, post, wiara to rzeczy nieodlaczne od ikonografii ;)

Ja nie znam tej historii o siostrach, opowiesz? :)
Avatar użytkownika
Evagelia
 
Posty: 1013
Dołączył(a): Cz, 29 października 2009, 21:40

Postprzez zephyr7 Pn, 4 marca 2013, 21:10

Opowiem, jak Evagelia zrobi wykład o nimbach :D:D:D

No dooobra :) Nowosielski wykonał kilka ikon, które następnie powędrowały do jednej z kaplic w żeńskim zakonie. Oblicza w ikonach Nowosielskiego były tak niepokojące, że siostry czuły się niepewnie klękając przed nimi i po jakimś czasie zaczęły się uskarżać, że nie mogą się przed nimi modlić (nieoficjalnie mówiło się, że nie mogą już na nie patrzeć) :D W końcu, jakiś zaprzyjaźniony historyk sztuki (czy ktoś taki) zaproponował, że odkupi ikony od sióstr do muzeum (czy coś takiego). Siostry były zachwycone i z największą radością pozbyły się ikon Nowosielskiego, a na ich miejsce wstawiły inne :D
zephyr7
 
Posty: 932
Dołączył(a): Cz, 14 czerwca 2012, 19:44

Postprzez Evagelia Cz, 7 marca 2013, 22:33

heh nie znalam tej historii, ciekawa czy to prawda czy tylko taka legenda :D

Co do nimbow to sam wyklad zrobiles :P
Avatar użytkownika
Evagelia
 
Posty: 1013
Dołączył(a): Cz, 29 października 2009, 21:40

Postprzez zephyr7 Cz, 7 marca 2013, 23:10

upps :D
Ostatnio edytowano Cz, 7 marca 2013, 23:30 przez zephyr7, łącznie edytowano 1 raz
zephyr7
 
Posty: 932
Dołączył(a): Cz, 14 czerwca 2012, 19:44

Postprzez Evagelia Cz, 7 marca 2013, 23:15

Nie w tym temacie napisales swoj powyzszy post ;)
Avatar użytkownika
Evagelia
 
Posty: 1013
Dołączył(a): Cz, 29 października 2009, 21:40

Postprzez Beata Wt, 12 marca 2013, 19:03

zephyr7 napisał(a): Nowosielski wykonał kilka ikon, które następnie powędrowały do jednej z kaplic w żeńskim zakonie. Oblicza w ikonach Nowosielskiego były tak niepokojące, że siostry czuły się niepewnie klękając przed nimi i po jakimś czasie zaczęły się uskarżać, że nie mogą się przed nimi modlić (nieoficjalnie mówiło się, że nie mogą już na nie patrzeć) :D W końcu, jakiś zaprzyjaźniony historyk sztuki (czy ktoś taki) zaproponował, że odkupi ikony od sióstr do muzeum (czy coś takiego). Siostry były zachwycone i z największą radością pozbyły się ikon Nowosielskiego, a na ich miejsce wstawiły inne :D


Słyszałam, ze dzieci nawet nie chciały się modlić...bały się tych ikon :D
Avatar użytkownika
Beata
.
...
2.
2...

.
...
2.
2...
 
Posty: 2474
Dołączył(a): Pt, 30 października 2009, 14:08


cron