Jery, piszesz, że "kryteria dobrego obrazu istnieją inaczej niemozliwa bylaby wszelka krtyka". Co prawda zgadzam się z tym stwierdzeniem, ale z drugiej strony, kiedy namalujesz naprawdę dobry obraz (kolory, lekkość, głębia itd.), a nikt go nie będzie od ciebie chciał kupić za cenę większą niż 500 zł. to chyba sam przyznasz, że Twoje dzieło podlega prawom rynku. Czy popyt maleje na dobre obrazy? A może ludzie nie mają ochoty więcej kasy na nie wydawać? Również może się zdażyć, że tzw dobrych obrazów jest zbyt dużo na rynku więc cena spada. Tzw nagły wysyp aespeowskich geniuszy. Więc nawet jeśli namalujesz poprawnie dobry obraz to o tym czy to będzie dobry obraz musi zadecydować jakiś inny czynnik sytuacyjny, który uwiarygodni, że to jest dobry obraz... Tak jak to było z Guernicą czy Tratwą Meduzy albo Mona Lisą...
Jery, piszesz, ze "cena jakiegos obrazu nie oznacza na szczęście jego malarskiej wartości". W pewien sposób oznacza, bo zostaje to w jakiś sposób zweryfikowane przez czas i historię. Dlaczego za obrazy Tycjana, Van Gogha, Picassa, Kandinskyego wielu kolekcjonerów, znawców sztuki jest dziś wstanie zapłacić miliony euro? Gniot za miliony euro podpisany Tycjan? Myślisz, że to niemożliwe? Nie neguję, że technicznie mógłbyś sam namalować od nich znacznie lepszy obraz, w ich manierze, tzw dobry obraz, ale i tu równiez działają mechanizmy rynkowe oprócz tych transcendentnych potwierdzonych ekspertyzami wiarygodności danego dzieła, bo tak naprawdę to chyba o to w tym wszystkim chodzi...