To prawda, obrazy nigdy nie są i nigdy nie będą w tym samym stanie. Zmiany zaczynają się już po nałożeniu farby na płótnie. Pękanie, kurczenie się warstw, zmiany foto-fizyczne, niebezpieczne połączenia farb to tylko niektóre niechciane zjawiska.
Pozwolę się nie zgodzić z tym co piszesz Zibeliusie. Najpierw uważasz, że nie wiemy jak wyglądały kolorystycznie, a potem mówisz, że dzięki rekonstrukcji komputerowej jesteśmy zaszokowani efektem. Podaję przykład: http://www.lumiere-technology.com/Pages/News/news3.htm.
Na podstawie szczegółowych badań jesteśmy w stanie odkryć jak wyglądały poszczególne farby. Zresztą wszystkie stare pigmenty są obecnie dostępne. Różnić się mogą jedynie czystością.
Owszem obrazy brązowieją, ale to nie znaczy, że nie były malowane w tym stylu, np. w baroku. Chodziło przecież o teatralność ujęcia, a temu służą gwałtowne przejścia tonalne od maksymalnych świateł malowanych impastem, aż do asfaltowych laserunków w cieniach. Zmianom diametralnym mogły ulec jedynie laki i barwidła pochodzenia roślinnego, krapy, koszenile, stil de grain. Uprzezroczystniająca się biel ołowiowa mogła też zacząć pokazywać brązowy bądź bolusowy grunt jeśli położona została cienko i przez to cały obraz ciemnieje. Ale to już sposób malowania determinuje takie rzeczy. Dlaczego renesansowe malowidła zachowały się lepiej? Biały grunt, czysty olej bez glejty, zero asfaltów, brązów Van Dycka. A dlaczego nie czyści się sztandarowych obrazów tamtych czasów, Mony Lisy i Damy z Gronostajem? Żeby przypadkiem nie straciła tego starczego uroku, pociemniałego werniksu, ujednolicającego brudu. Taki uwiąd "obrazowy" lepiej się sprzedaje niż rzeczywiste pastelowe kolorki Leonarda.